<< wstecz
wywiad z Piotrem Wieteska
Independent.pl
2007-00-00
 
W Piotrku Wietesce początkowo najbardziej zainteresowało mnie to, że urodził się w tym samym dniu i miesiącu co ja. Ale potem doszło jeszcze parę innych, o wiele ciekawszych szczegółów, o których możecie przekonać się sami.
 
 
 
 Dorota: Czy w piosence „Ona ma pH” zawsze odwalacie taki show? To mój ulubiony tekst Buldoga (śmiech)
Piotr:
O! To współczuję (śmiech). Ale nie martw się, zawsze jest tak, że jest 7 lat tłustych i 7 lat chudych, także będzie jeszcze dobrze. Urok tej piosenki polega na tym, że została zrobiona z jednego ujęcia kamery, nie ma ani jednego cięcia i cały teledysk kosztował nas 70 zł, czyli skrzynkę piwa i taśmę do kamery. No jest to coś wyjątkowego. Miała być próba, a powstał teledysk. W Warszawie graliśmy koncert po raz kolejny, więc chcieliśmy trochę zróżnicować te koncerty i zainscenizowaliśmy to, co właśnie dzieje się w teledysku. Teraz mamy kolejny pomysł na zrobienie jeszcze jednego teledysku po amatorsku. Jesteśmy tym mocno podrajcowani. Będzie to numer bez wokalu.

Co jest ważniejsze dla Buldoga: forma czy treść, czyli muzyka czy tekst?
Muzyka. Bo powodem powstania Buldoga była właśnie muzyka. Ale treść też, ponieważ przywiązujemy wagę do tego o czym Kazik śpiewa.

Teksty są mocno zaangażowane, szczególnie ważne są chyba dla Was losy tego kraju...
Wszystkie teksty pisze Kazik. I taka jest jego specyfika. Szczerze mówiąc, gdyby Kazik nie wyraził zgody, by zrobić do tej płyty wokale i teksty, to miałbym duży problem, by zobaczyć kogoś innego w tej roli. Poza tym nie zgodziłbym się, gdyby na płycie Buldoga był jakikolwiek tekst, pod którym bym się nie podpisał. Podobnie postrzegam w ogóle działanie kapeli. Znam takie kapele, gdzie wokalista śpiewa teksty diametralnie sprzeczne z tym, co wyznaje perkusista czy gitarzysta. Ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam, bo za bardzo identyfikuję się z muzyką, w której biorę udział. Zarówno tekst, jak i muzyka to integralna część piosenki.

A skąd wziął się tak pomysłowy tytuł na płytę, nie wspominając już o tytule singla? (śmiech)
Ooo! To pustki w głowie (śmiech). Naprawdę. Po prostu nie było innego pomysłu, a ja nie lubię robić czegoś na siłę. Jeżeli czuję, że to nie jest to i miałbym robić coś na siłę, to raczej skłaniam się ku najbardziej prostym rozwiązaniom. A powiem Ci więcej. Ostatnio na forum ktoś podsunął pomysł, który bardzo mi się spodobał, by drugą płytę też nazwać „Płyta”, tylko żeby miała inny odcień okładki. I podobnie z „Singlem” – też inna okładka. I taka idea bardzo mi się podoba (śmiech).

(śmiech) W pełni się zgadzam. A zatem w planach jest już druga płyta Buldoga?J
ak nagrywaliśmy pierwszą płytę, to 8 utworów na nią nie weszło, ponieważ musiałem wybrać 14, a zrobiliśmy więcej. Nawet była taka sytuacja, że najlepszy według nas utwór nie wszedł, bo coś Kazik nie mógł wokalu tam zrobić, miał jakieś techniczne problemy. Stąd postanowiliśmy, by lepiej jeszcze tego nie dawać. W tej chwili jesteśmy w trakcie nagrywania takiego naszego wewnętrznego dema, by Kazik zaczął coś do tego wymyślać w wolnych chwilach i chęciach. Ja mam taką filozofię robienia płyty, że tak, jak w sesji zdjęciowej robi się 100 zdjęć i z tego wychodzą 1 czy 2 dobre, tak podobnie z materiałem na płytę, by przygotować ok. 30 numerów i z tego dopiero wybrać te 14 w miarę najlepsze.

Jesteś menadżerem wszystkich wcieleń Kazika? Ile ich już jest?
Tak wszystkich. Jest tak: Kult, Kazik solowy, Weill, El Dupa, Mózg, KNŻ (Kazik NaŻywo), no i teraz Buldog. Z takich poważniejszych to chyba tyle.

Cały zespół Buldog jawi mi się jako jakiś taki metaKult, bo tak: w składzie występuje kilka osób z Kultu, w tym oczywiście „wieszcz” Kazik, wzbogaconych dodatkowo o dwóch byłych technicznych Kultu i jeszcze wszystko jest wydawane pod szyldem wytwórni SP Records, bodajże założonej przez Ciebie... 
Nie wszystko. Buldog nie został wydany przez SP Records. Buldog wydał się sam.A Records założył Sławek Pietrzak. 

Z Kultu oczywiście (śmiech)
A żeby było śmieszniej, to z tej samej podstawówki co ja i Janusz Grudziński – klawiszowiec Kultu. Tak, wszystko pozostaje w okolicach Kultu, który z kolei wyłonił się w okolicach Pl. Bankowego i Muranowa, bo w tym rejonie mieszkaliśmy.

No, ale co to za tendencja, że wszystko kręci się wokół Kultu, to jakaś ekonomiczna sprawa?
Nie, Kultowa (śmiech)

Jasne, że tak. Czy dobry zespół ma zawsze dobrych technicznych?.
Nie, to był przypadek. Wojtek Jabłoński zaczynał jako nastolatek. Trzymaliśmy sprzęt razem z T Lovem w takiej sali prób. I on tam się kręcił. Zdaje się, że perkusista Kultu – Szczota, który już nie żyje, znał go i wciągnął. I w ten sposób Wojtek został i jest już z nami tyle lat. Tak naprawdę, to nie ma osobowości technicznego, to nie jest jego powołanie, ale tak go trzymamy, bo się zżyliśmy (śmiech). Za to jest bardzo zdolnym muzykiem, naprawdę to jest ogromny talent, jeżeli chodzi o grę na gitarze i więcej nic nie powiem, bo nie chcę narazić się innym kolegom. Jest to najlepszy gitarzysta z jakim grałem.

W The Cure była podobna sytuacja, gdy w pewnym momencie techniczny zaczął grać na gitarze i klawiszach.
W przypadku gwiazd zachodnich, bardzo często tak jest. Na przykład techniczni Metallici ponoć są w stanie zagrać materiał dokładnie tak samo jak sam zespół. I jak jest przygotowanie do koncertu, to muzycy Metallici w ogóle na próbę nie przyjeżdżają, bo techniczni robią za nich całą próbę, tylko od razu wpadają na scenę i grają. Po prostu ich techniczni są bardzo dobrymi muzykami. Jeśli chodzi o realia polskie, to chyba aż tak bogato nie jest.

Ponoć kolejną płytę przygotowuje Kult, ...i Buldog, ...i jeszcze któreś z wcieleń?
No szykuje się. Najpierw czekamy na Kult. Kazik musi zrobić teksty do Kultu, bo jakby teraz jest ich kolej. Ale z tego, co obserwuję, to najpierw wyjdzie solowa płyta Kazika, gdyż coś już zaczął sobie robić. Kult na razie przystanął w miejscu, choć chłopcy mają się teraz spotkać na kolejnych próbach. I jakoś tak to idzie.

Hm, strasznie płodni jesteście (śmiech)
Bo ja wiem, nie wszyscy. Ja mam dwójkę, na przykład, Kazik też, ale Gruda to ma już tylko jedno dziecko (śmiech).

Zatem jesteś pracoholikiem?
Trochę tak.

A w jaki sposób rozładowujesz napięcia?
Moja córka trochę zaraziła mnie końmi, jest pasjonatką, trenuje skoki i chodzi do Technikum Hodowli Koni. Przebywanie z końmi uspokaja, można się oderwać, chociaż już od roku nie jeździłem na koniu. Poza tym relaksuje mnie wypicie piwa w miłym towarzystwie. Lubię też snowboard. Ale na skateboardzie to już zupełnie nie umiem jeździć. Oczywiście bardzo lubię piłkę nożną, jednak nie mogę grać. Kiedyś marzyłem żeby zostać albo piłkarzem, albo muzykiem. Trenowałem piłkę, ale w wieku 18 lat poszła mi łękotka wewnętrzna, zewnętrzna uszkodzona, jedna odcięta i kariera zakończona. Ale jakoś tak się fajnie złożyło, że przy muzyce mogę pracować. Życie fajne jest, ułożyło mi się całkiem fajnie. Najważniejsze, że robię to, co lubię. Wiesz co, ta praca menadżera to to jest trochę mniejsze zło, bo tak naprawdę największą frajdę sprawia mi granie czy robienie muzyki. Jednak tak się to poukładało, że przez dłuższy czas nie było możliwości. Podobnie doradzałem córce w wyborze szkoły średniej, by wybrała to, co naprawdę lubi. Bo nawet jeśli finansowo nie będzie najlepiej, to przynajmniej pozostanie jej praca, którą kocha. Różnie bywa w życiu, rodzina może się posypać, a praca, którą się kocha daje dużo satysfakcji. I jeździ 1,5 godz. w jedną stronę do szkoły, do Piaseczna, takie ma zacięcie.

Teraz opowiedz mi szczegółowo o swoich wrażeniach z koncertu Buldoga w Londynie.
Szczegółowo? No to tak: Na początku był ogromny stres. Potem mieliśmy próbę, podczas której graliśmy na sprzęcie z londyńskiej wypożyczalni. Wszystko było dobrze, ale jak już wchodzili ludzie do klubu, tuż przed koncertem, to okazało się, że wzmacniacz kompletnie nie działa i nikt nie miał pojęcia dlaczego. To była niedziela, więc wszelkie inne wypożyczalnie były oczywiście zamknięte. Dopiero jakimiś zupełnie prywatnymi drogami udało się zorganizować nowy wzmacniacz. Przez to wszystko koncert odbył się z 40 min. opóźnieniem.Sam koncert był fajny, dosyć było dziko, ale my tak w sumie lubimy, dobrze się czujemy jak jest taka atmosfera.

Dzicy jesteście... (śmiech)
Wiesz, parę razy spadał statyw od mikrofonu, raz Kazik dostał czymś w zęba..., chyba właśnie statywem od mikrofonu..., o ile pamiętam - na „Tacie dealera”. Koncert trwał 2 godz. Teraz od 4 marca będzie dostępny w Internecie półgodzinny film z tego koncertu, chyba nawet z tą sceną jak Kazik dostał w zęba. No tak to było–sympatycznie, ale dziko.

Po tym co zobaczyłeś w Londynie jak sądzisz „Czemu wszyscy wyjechali”?
Co roku regularnie jesteśmy z Kultem na koncertach w Londynie. Poza sytuacją ekonomiczną i brakiem pracy w Polsce (gdy cofniemy się jeszcze 2 lata wstecz), to jeszcze wpłynęła na to łatwość dostania się obecnie do Londynu i krajów europejskich, czyli tanie linie lotnicze oraz brak formalności i utrudnień wizowych. Ludzie to traktują jak wyjazd do pracy do sąsiedniego województwa. Dla niektórych jest to też rodzaj przygody, żeby wyjechać na rok, zobaczyć sobie jak jest i potem wrócić, bo przecież mogą to zrobić w każdej chwili, jak tylko zacznie im się tam źle układać. To nie jest taka emigracja jak kiedyś, że jak ktoś jechał, to musiał tam sobie życie ułożyć. Z kolei dzięki temu, że ludzie wyjechali jest też mniejsze bezrobocie, a nie jest to zasługa żadnego rządu.

Co sądzisz o promocji w Internecie?
Jest ważna. Cały czas wszystko zmierza ku temu, że Internet będzie głównym medium, że będzie się coraz bardziej rozwijać, rozprzestrzeniać, itd. Tak samo mam świadomość tego, że płyty kompaktowe przejdą do lamusa. Myślę, że żeby sprzedaż dobrze funkcjonowała, to wykonawcy powinni przywiązywać dużą wagę do wyglądu. Płyta powinna być takim małym dziełem sztuki. Poza muzyką mówię tu jeszcze o grafice, żeby to ktoś chciał wziąć do ręki, obejrzeć jak obraz czy fajną książkę i postawić na półce. O! Teraz niektóre książki są ślicznie wydane, jestem pod wrażeniem. Przemysł płytowy mógłby dużo się nauczyć od wydawców książek.

No, ale ile by ta płyta kosztowała. I tak są potwornie drogie...
No tak. Masz rację, ale z Buldoga jestem zadowolony. Moje poczucie estetyki nie jest tam niczym urażone i nawet jestem z niej dumny. I ona nie jest tak strasznie droga, bo można ją kupić np. u nas za 28 zł. Jak sprzedajemy hurtownikom, to kosztuje 18 zł. A w sklepie coś ok. 35 zł.

Czyli w razie czego można się do Was zgłaszać po płytę Buldoga w dobrej cenie?
Można, tak.

Oddaliśmy cesarzowi, co cesarskie, to teraz oddajmy Bogu, co boskie. Odszedłeś z Kultu tuż przed wydaniem pierwszej płyty w 1986, by ...służyć Bogu. Mocne, ostre jak brzytwa... Reaktywowałeś się dopiero w 1993 r. A moje pytanie brzmi: co działo się z Tobą przez ten okres.
Ustalony był już termin wejścia do studia, ale wtedy chciałem służyć Bogu i bałem się, że muzyka, która była moją pasją, mnie od tego odciągnie. To była bardziej decyzja rozumowa. Postanowiłem radykalnie przerwać działanie w kapeli i ten czas, który przeznaczałem na granie, chciałem przeznaczyć na służbę Bogu. Zostałem Świadkiem Jehowy i głosiłem o Bogu. Czytając i studiując Biblię uważałem, że wszystko idealnie się zgadza i bardzo mnie to przekonywało. Nie miałem żadnych wątpliwości. Wszystko było bardzo logiczne.

A na dzień dzisiejszy to jakiego jesteś wyznania?(dłuuuga cisza) Wierzę w Boga. Tylko tyle. Wierzę, że istnieje Stwórca, który powołał to wszystko do życia. I to wszystko.

Odczuwasz jakiś stan harmonii wewnętrznej, wszystko sobie wtedy poukładałeś?
Mam jakiś taki wewnętrzny, mocny stan zachowaczy, tzn. że istnieją rzeczy, które są dla mnie ważne i niezmienne, ale nie mogę powiedzieć, że żyję w harmonii. I jak ktoś mi mówi, że żyje w harmonii, to ja w to nie wierzę. Bo raz są dni lepsze, raz gorsze, miewasz różne problemy, stres z tego czy innego powodu itp. No i tak wygląda życie.

Co znaczy dla Ciebie ‘mieć dystans’?
Potrafię na przykład śmiać się z samego siebie. Każdy człowiek jest inny, ale w Buldogu zebrała się taka ekipa, która ma w sobie odrobinę fantazji i szaleństwa. Wiele rzeczy, które robimy z Buldogiem, nie mogłyby mieć racji bytu z Kultem. Inny zespół ludzi. Przyznam, że lubimy się wygłupiać i dosyć wesoło jest między nami. To, co robimy, to można by określić, że się dobrze bawimy.

Czy w tym roku wybierasz się prywatnie na jakiś koncert?
Na Police’ów chciałbym pojechać. Po koncercie Red Hot’ów zawiodłem się. Red Hot’ci byli takim zespołem, który bardzo chciałem zobaczyć na żywo. Ale nie podobało mi się. Spodziewałem się czegoś ciekawszego niż to, co zaprezentowali. Chociaż Hirek Wrona mówił, że to był jeden z lepszych ich koncertów, które widział, a widział ich chyba z 8. Tak to z nimi jest.

A zawodowo jakie koncerty przed Tobą?
Teraz z Buldogiem w Wałbrzychu i Krakowie, później z Kultem mamy kilka koncertów w kraju i w Czechach przed Danielem Landą. Cały luty już od kilku lat mamy wolny. Kazik teraz wyjechał na 2 tygodnie do swojego drugiego mieszkania w Hiszpanii, dokąd wyjeżdża zresztą w każdej wolnej chwili. To też z uwagi na tanie linie lotnicze. On wsiada do samolotu z torebką plastikową i jedzie po prostu do swojego drugiego mieszkania.

Oprócz gitary basowej grasz jeszcze na jakimś instrumencie?
W 5 klasie podstawówki uczyłem się na perkusji, ale nie mam talentu w tym kierunku.

Co sądzisz o drum’n’bass?
Nie podoba mi się. Nudzi mnie. Kocham bas, ale nie taki, który jest grany na bardzo niskich tonach czy na takich, że są zmułowane. Nie lubię tego typu basu, który jest w techno i pochodnych gatunkach. Kocham basy reggae’owe i funk’owe.

Zdaje się, że jesteś wyznawcą zasady ‘zrób to sam’?
Ważna jest taka idea, żeby robić swoje, nie oglądać się na to, kto co i jak robi. Z Buldogiem było tak, że gdybym nie miał zaplecza finansowego, to miałem taki pomysł, że nagralibyśmy płytę może w takich trochę amatorskich warunkach. Wypalał bym to na komputerze, sprzedał gdzieś komuś 10 płyt, za pieniądze z tego zrobił następnych 20. I w ten sposób bym działał. Jak się czasem młode zespoły pytają co i jak robić, to im zawsze mówię, że najlepiej jest samemu wydawać, nie trzeba iść do firm płytowych, czekać na ich łaskę lub nie łaskę, tylko najlepiej jest brać sprawę we własne ręce i robić to samemu. Teraz powstała taka możliwość, że będziemy mieli w każdą sobotę o godz. 16 w internetowym radiu Gadu Gadu 30–to minutową audycję. Ta rzecz pojawiła się całkiem przypadkiem i dają nam zupełnie wolną rękę w zagospodarowaniu tego czasu, możemy np. gości zapraszać... Fajny pomysł i bardzo nas to zainteresowało. Byliśmy już na jednej próbie, której w efekcie nie było, tylko od razu zaczęliśmy nagrywać program. Kiedy trafia się taka rzecz, która nam bardzo odpowiada, to jest wtedy wewnętrzna radość, energia, pasja, nie patrzysz na godziny.

Coraz częściej nie potrzebujecie prób?
Nie, no potrzebujemy. Kult nie potrzebuje, oni działają jak maszyna. O każdej porze w nocy mogą wstać i zagrać perfekcyjnie.

Dziękuję i życzę, żeby dobrze Wam się ułożyło z przygotowaniem tych wszystkich płyt.
No, Szczęśliwego Nowego Roku :))
Komentarze
(dodaj komentarz)