<< wstecz
Nie mogę wysiedzieć w miejscu
Jarocin
2007-00-00
Rozmowa z Piotrem Wieteską, basistą Buldoga, współzałożycielem Kultu, od 1995 r. menadżerem Kultu oraz Kazika.
 
Początkowo Buldog miał być projektem tylko studyjny. Okazało się jednak, że gracie koncerty. Dlaczego?
            Kiedy dwóm osobom składałem propozycję grania w Buldogu, (jedną z tych osób był Kazik), to powiedziały mi, że mogą wziąć w tym udział, ale że mam sobie wybić z głowy wszelkie koncerty. Jednak nagraliśmy płytę i z czasem ich zdanie zostało zmienione. No i gramy.
            W Jarocinie zagramy numery zarówno Buldoga jak i Kazika, w proporcji 1:1, dlatego też w nazwie jest Kazik&Buldog. Mamy 80 minut plus ewentualne bisy.
 
Nie każdy wie, że byłeś współzałożycielem Kultu. Jednak na żadnej płycie nie udało ci się zagrać. Nie żałowałeś później swojej decyzji?
            Z drugim kolegą postanowiliśmy zrezygnować z grania na tydzień przed wejściem do studia. Powodem mojego odejścia był fakt, że wówczas związałem się ze Świadkami Jehowy. Przez wiele lat nie żałowałem. Później, jak mi się trochę w głowie pozmieniało, to zacząłem żałować, ale też nie tak do końca, bo gdybym grał w Kulcie cały czas, to wielu rzeczy, również wspaniałych, nie zaznałbym. Na pewno nie miałbym takiej rodziny, jaką mam. Więc cieszę się, że tak to wszystko się potoczyło. Chociaż przyznaję, że granie muzyki to dla mnie największa frajda. A w 1995 r. Kazik zaproponował mi, abym został ich menadżerem. I tak to już zostało do dzisiaj.
 
Czy bycie menadżerem Kultu to ciężka praca?
            Jak pomyślę o pracy górnika, to nie można narzekać.
 
Trzy osoby, które grają w Buldogu, zakładały Kult. Nie uniknie się więc porównania do twórczości Kultu. Zresztą na płycie gracie ich „Piosenkę młodych wioślarzy”. Czy widzisz jakieś podobieństwo muzyczne miedzy tymi zespołami?
            Cokolwiek byśmy w tym zestawie nie robili, to zawsze będzie to porównywane do dokonań Kultu. Chociaż siłą rzeczy musi to być podobne, bo przecież kiedyś wspólnie sporo materiału Kultu zrobiliśmy. Utwory Kultu jak: „Do Ani”, „Piosenka młodych wioślarzy”, „Krew Boga”, „Konsument”, „Udana transakcja”, „Wódka” czy „Hej, czy nie wiecie” były robione właśnie w takim składzie i w taki sam sposób, jak to robiliśmy niedawno w Buldogu. Ale myślę, że Buldog to jednak wypadkowa tych wszystkich pomysłów, jakie głowach się narodziły przez te wszystkie nasze lata życia. Słuchamy różnej muzyki, nie tylko tej z lat 80.
 
Na jedynej na razie płycie Buldoga słychać wyraźne wpływy muzyki reggae...
            ... bo reggae zawsze kochaliśmy. Zresztą naszego klawiszowca, czyli Syna Stanisława, ściągnęliśmy do Kultu z Daabu. Taki słynny utwór Daabu „W moim ogrodzie” to przecież jego kompozycja. W Kulcie też wiele utworów było opartych na reggaowym pulsie. Reggae kocham od lat. W ogóle dla mnie brzmienie basu w reggae jest najwspanialsze i najbardziej mnie kręci. Poza tym lubię jeszcze funkowy bas. Są to dla mnie takie wzory grania na gitarze basowej. Później to się jakoś odzwierciedla w jakichś tam naszych nieśmiałych próbach.
 
W książce „Kult Kazika” autorstwa Leszka Gnoińskiego Kazik mówi, że należysz do grona jego najbliższych przyjaciół. Czy ty również możesz to samo powiedzieć o Kaziku?
            To jest jeden z dwóch moich przyjaciół, który sprawdził się, jak to się mówi w czasie. Obaj zresztą grają w Buldogu. W życiu jest tak, że masz jakichś tam przyjaciół w szkole czy w pracy. Jak zmieniasz szkołę czy pracę, to kontakty się urywają. A Kazik coś takiego przetrwał. Nawet jak przestałem grać w Kulcie, to z Kazikiem jakoś ten kontakt utrzymywałem. Oczywiście nie zawsze jest słodko, bo też czasami mamy odmienne zdanie, spieramy się i denerwujemy. Ale tak to w życiu już jest (śmiech).
 
Ponoć kiedy grałeś jeszcze na basie w Kulcie to byłeś bardzo ekspresyjny na koncertach, to na tobie skupiała się publiczność. Czy podczas koncertów Buldoga również szalejesz na scenie?
            Już nie w takim stopniu, bo wiek robi swoje i coraz mniejsza energia jest. Ja w ogóle jestem osobą bardzo emocjonalną i impulsywną, nie mogę usiedzieć w miejscu i to pewnie przekłada się później na to, co się dzieje na scenie.
 
Czy będąc jeszcze basistą Kultu udało ci się z nimi wystąpić w Jarocinie?
            Nie, bo ja byłem zawsze przeciwny, aby grać w Jarocinie (śmiech). Dlatego, że Jarocin wydawał mi się imprezą zbyt masową. Dziś używa się takiego słowa „trendy”. Nie podobało mi się po prostu to, że wszyscy tam jadą. Wówczas w Kulcie była taka awersja do takiego typowego wizerunku rockmena. Było to przez nas postrzegane jako obciach. Chcieliśmy być zupełnie inni.
 
Jednak w tym roku będziesz miał okazję wreszcie zagrać na festiwalu...
            Nawet powiem, że się bardzo z tego cieszę J. Całe szczęście póki co, to ten festiwal nie jest jeszcze „trendi” :)  Ale też mój obecny punkt widzenia nie jest też tak radykalny jak kiedyś.   Trochę wyluzowałem już :)
 
Rozmawiał Patrik Pinczewski
Komentarze
(dodaj komentarz)